Reza Pakravan (36l.), analityk finansowy z Londynu wierzy, że jako pierwszy przejechał Saharę na rowerze w 2 tygodnie i ma nadzieję, że ten wyczyn zapewni mu wpis do legendarnej Księgi Rekordów Guinnessa.
2 marca 2011 roku Reza wystartował z Algierii. Do Sudanu dotarł 17 marca 2011 roku, po przejechaniu 1931 km, zmagając się po drodze z burzami piaskowymi i skrajnymi temperaturami.
„To niesamowite uczucie przejechać przez największą pustynię na świecie”, przyznaje pan Pakravan. „Po dotarciu do celu mogłem wreszcie wziąć prysznic i porządnie się wyspać, bez obawy, że ktoś mnie w nocy napadnie”.
Planowanie podróży zajęło łącznie pół roku. Chodziło przede wszystkim o zatwierdzenie całej trasy przez sędziów z Rekordów Guinnessa. Bywały chwile kiedy pan Pakravan wątpił, że wyprawa dojdzie do skutku.
„Sahara to dzisiaj jedno z najniebezpieczniejszych miejsc na świecie. Na zachodzie są konflikty w Mali, Nigerii i Algierii. Dochodzi też sytuacja w Libii. Miałem problemy zanim jeszcze wyruszyłem. Najpierw straż graniczna na lotnisku oskarżyła mnie o przewożenie detonatorów bomb we wkładach do pompki. Tuż przed startem zepsuł mi się GPS i komputer. Złapałem też dwie gumy w ciągu jednego dnia”, mówi.
Pomimo wielu przygotowań i kilkuletniego doświadczenia Sahara okazała się naprawdę nieznośnym miejscem. Pierwsza burza piaskowa zatrzymała pana Pakravan’a na 5 godzin i zniszczyła mu aparat i okulary. „Pedałowałem z całych sił, a udało mi się przejechać tylko 16 km”.
Dieta rowerzysty składała się z 6000 kalorii i 7 litrów wody dziennie, przewożonych, wraz z resztą ekwipunku, przez samochód w którym podróżował przewodnik.
„Mój rower – Ridgeback Panorama – świetnie się spisał. Był niezawodny i wygodny, i całkiem nieźle przetrwał tą mozolną podróż”.